No i nadszedł ten koniec końców, ta apokalipsa apokalipsy...
O
fabule „Kantu” trudno powiedzieć wiele, nie zdradzając za dużo tym, którzy nie
znają jeszcze pierwszych dwóch tomów. Podobnie jak w tamtych, trzecia część „Komornika”
to akcja, humor i jeszcze raz akcja i to taka pędząca na złamanie karku. To też
gra z czytelnikiem, inne spojrzenie na prawdy wiary objawione przed
tysiącleciami. Wręcz ich karykatura. Krwi, rozerwanych ciał, niezwykłych mocy i
planów, jakich nie powstydziłby się Machiavelli także w „Kancie” dostatek. I są
to niewątpliwie mocne strony powieści. Jednak, jak już powiedziałam,
oczekiwania wobec finalnego tomu to również nie błahostka. I tu niezwykle
trudno mi to wyznać, jako prawdziwej fanki apokalipsy według pana Michała:
jestem Kantem zawiedziona.
Owszem,
postaci autor wykreował oryginalne, ich motywacje są czytelne, chociaż ukryte
często pod płaszczem spisku. Idea przewodnia również jest jasna- od początku
bowiem wiadomo, że apokalipsa to farsa i człowiekowi trzeba wziąć ją we własne
ręce. Dynamika akcji? Tu już pojawia się problem, bo o ile w poprzednich
powieściach była ona stabilna (czyli rozpędzona do granic), a czytelnikowi
trudno było złapać oddech, tutaj zdarzały się zaskakujące, porywiste wzloty,
ale też nudne, ciągnące się upadki. Szczerze, bywały momenty, że miałam ochotę
powieść odłożyć i poczytać cokolwiek, oby tylko nie ziewać. A to już poważny
zarzut, nieprawdaż? Wydaje mi się, że autorowi w pewnym momencie po prostu
odechciało się kontynuować powieść o Ezekielu. Że pisał ją bardziej z poczucia
obowiązku, niż z palącej pasji. Mogę się mylić, ale takie mam właśnie odczucia.
I jest mi przykro, ponieważ serio, czekałam na tę książkę. Pragnęłam by
dołączyła do mojej sygnowanej autografami pisarza kolekcji. Doczekałam się,
lecz niestety, z uczuciem zawodu.
Zasmucił
mnie również fakt pominięcia przez autora postaci dosyć istotnych dla cyklu.
Mam tu na myśli Maryam i jej dziecko, a także widmo córki Zeka. Owszem, wszyscy
oni się pojawiają, ale ich wątki są ograniczone w znacznym stopniu, co wywołuje
poczucie wzmożonego niedosytu. Założę
się, że większość czytających z podobnym odczuciem zakończy lekturę. Trudno
bowiem pogodzić się ze zniknięciem kluczowych bohaterów, a nawet takich od
których przetrwania zależał sens działań głównego bohatera, cała jego ścieżka.
Aby
nie wyjść na marudę, dodam kilka słów o zakończeniu powieści. Wiem, że dla
części czytelników będzie ono rozczarowaniem, a jednak tutaj będę broniła pana
Gołkowskiego. Końcówka bowiem trafiła w mój gust, zaskoczyła mnie, a przy tym
napełniła refleksją. Hmm… Wbrew temu, że „Kant” nie spełnił moich nadziei, to
właśnie końcówka sprawiła, że zadałam sobie pytanie „a co dalej?”
Koniec
końców, pozostaję przy niezbyt pochlebnej opinii na temat tej powieści.
Znajduję w niej wiele zalet, jednak tom ten blado wypada przy poprzedzających
go częściach. Niemniej jednak uważam, że ci, którzy czekali na „Kant” powinni
przekonać się na własnej skórze na ile lotny to finał finałów. A dla
nieznających cyklu „Komornik” radę mam jedną- biegnijcie do księgarni. Warto
znać tę sagę, niezależnie od tego, że finał (przynajmniej moim zdaniem) jest
miałki.
Tytuł:
„Komornik: Kant”
Autor:
Michał Gołkowski
Wydawnictwo
Fabryka Słów
Rok
wydania: 2017
Liczba
stron: 445
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Kochani, zachęcam do podzielenia się opinią i pozostawienia komentarza.
Jednocześnie informuję, że wszelkie wypowiedzi propagujące mowę nienawiści, atakujące personalnie mnie lub moich czytelników, wulgarne albo obraźliwe, będą przeze mnie usuwane, w trosce o dobre samopoczucie zarówno moje, jak i odwiedzających tę stronę.
Życzę Wam zaczytanego dnia! Pozdrawiam ciepło!